
Amir Spahić w roli bramkarza
2010-02-15 17:22:27
W poniedziałkowym popołudniowym treningu wzięli już udział Krzysztof Wołczek i Przemysław Łudziński, odpoczywał za to Vuk Sotirović. W czasie zajęć w nowej roli sprawdził się Amir Spahić (na fotografii).
Po porannym rozruchu – w którym zawodnicy oprócz rozbiegania ćwiczyli także różne partie mięśniowe – przyszedł czas na bardziej dynamiczne ćwiczenia. Po rozgrzewce zawodnicy w dwóch grupach pokonywali swoisty tor przeszkód – w jego trakcie piłkarze przeskakiwali przez płotki, biegli z piłką między pachołkami, truchtali, czy przeskakiwali przez specjalną drabinkę.
W tym samym czasie przy jednej z bramek ćwiczyli golkiperzy pod okiem trenera Tomasza Hryńczuka.
W drugiej fazie zajęć zawodnicy zostali rozstawieni w różnych częściach boiska i ćwiczono podania. Zawodnik po otrzymaniu piłki zagrywał do kolegi i przechodził na następne stanowisko. Całość trwała kolejnych kilkanaście minut.
Na zakończenie zawodnicy zagrali w tradycyjnego „dziadka”. Większość zawodników czuła jeszcze niedosyt piłki i postanowili dodatkowo przez kilkanaście minut pokopać futbolówkę. W rolę bramkarza wcielił się nawet Amir Spahić, który starał się nie dopuścić, by piłka wpadła do siatki. Zabawa trwała do czasu, gdy po strzale Tomasza Szewczuka, ręce Bośniaka odczuły siłę tego uderzenia i jednak zrezygnował z dalszego bronienia.
Do zajęcia jego miejsca sposobił się Przemysław Łudziński, jednak szkoleniowcy przypomnieli zawodnikowi, że dopiero co narzekał na ból nogi i szkoleniowcy niemal siłą zgonili piłkarzy z murawy.
W drugiej fazie zajęć zawodnicy zostali rozstawieni w różnych częściach boiska i ćwiczono podania. Zawodnik po otrzymaniu piłki zagrywał do kolegi i przechodził na następne stanowisko. Całość trwała kolejnych kilkanaście minut.
Na zakończenie zawodnicy zagrali w tradycyjnego „dziadka”. Większość zawodników czuła jeszcze niedosyt piłki i postanowili dodatkowo przez kilkanaście minut pokopać futbolówkę. W rolę bramkarza wcielił się nawet Amir Spahić, który starał się nie dopuścić, by piłka wpadła do siatki. Zabawa trwała do czasu, gdy po strzale Tomasza Szewczuka, ręce Bośniaka odczuły siłę tego uderzenia i jednak zrezygnował z dalszego bronienia.
Do zajęcia jego miejsca sposobił się Przemysław Łudziński, jednak szkoleniowcy przypomnieli zawodnikowi, że dopiero co narzekał na ból nogi i szkoleniowcy niemal siłą zgonili piłkarzy z murawy.