
Półmetek z Górnikami
Gdy WKS po raz pierwszy w tym sezonie mierzył się z zabrzanami, podopieczni Józefa Dankowskiego przyjechali do stolicy Dolnego Śląska w glorii niepokonanego lidera ekstraklasy, opromienieni trzema zwycięstwami bez straty gola z rzędu. A jak z Wrocławia wyjeżdżali? Z nosem na kwintę! Dwa gole Flavio Paixao, jeden z lepszych meczów graczy Tadeusza Pawłowskiego w sezonie i po liderze z Zabrza nie było śladu. Wrocławianie pokazali wtedy górnikom, jak się kopie.
Taki scenariusz sobotniego meczu jest wprost wymarzony dla fanów WKS-u. Śląsk zaczął zmagania w grupie mistrzowskiej od dwóch remisów po 1:1 (z Jagiellonią i Legią) i porażki w Poznaniu z Lechem. Komplet oczek z Górnikiem bardzo się więc we Wrocławiu przyda. Po podziale punktów przed rundą finałową różnice są na tyle niewielkie, że każde spotkanie jest tym z gatunku „o sześć punktów”.
Sześć, tylko że goli, mieliśmy za to w Zabrzu, podczas drugiego pojedynku tych drużyn. Bramki braci Paixao, a także kapitalny gol po rzucie wolnym Mateusza Machaja, nie wystarczyły do przywiezienia kompletu oczek ze Śląska Górnego na Dolny. Świetne spotkanie rozegrał Łukasz Madej, były zawodnik Trójkolorowych, a w końcówce remis dla gospodarzy uratował z rzutu karnego Mariusz Magiera. Wtedy też Górnik przedłużył swoją serię meczów bez wygranej u siebie, która ostatecznie zakończyła się dopiero pod koniec kwietnia, po prawie ośmiu miesiącach.
Podczas gdy Śląsk walczył w Poznaniu, zabrzanie podejmowali na Roosvelta Lechię Gdańsk. Długo utrzymywał się bezbramkowy remis, ale ostatecznie Górnicy polegli z gdańszczanami 0:1. Kolejkę wcześniej na własnym boisku pokonali 2:0 Pogoń Szczecin, co pomogło im nieco zapomnieć o „krakowskim laniu”, jakie sprawiła im Wisła na początek zmagań w rundzie finałowej. Przy Reymonta Górnicy przegrali aż 1:4. Forma podopiecznych Józefa Dankowskiego nie jest więc stabilna, ale to nie znaczy, że nie mogą być groźni.
Jednym z najgroźniejszych (oczywiście pod względem umiejętności strzeleckich) wśród Górników jest w tym sezonie Roman Gergel. Słowak przez 32. kolejki zdobył sześć bramek, a jedną z nich zaaplikował Śląskowi w meczu zakończonym wynikiem 3:3. On jednak w spotkaniu z Lechią obejrzał dwie żółte kartki, wyleciał z boiska, a w sumie uzbierał już tyle „żółtek”, że ze Śląskiem czeka go przymusowa pauza. Uważać należy jednak na innych, m.in. Roberta Jeża, Rafała Kosznika czy Mariusza Magierę, którzy stanowią o sile ofensywnej zabrzan. Jej motorem napędowym jest jednak Łukasz Madej. Mistrz Polski w barwach Śląska rozgrywa obecnie naprawdę dobry sezon, a gdy do Zabrza przyjechał jego poprzedni klub, Madej został wybrany „graczem meczu”.
W ofensywie zabrzanie mają kim straszyć, natomiast gorzej jest w obronie. Górnik traci najwięcej goli spośród wszystkich zespołów grających w grupie mistrzowskiej. Choć zdobył o jednego gola więcej, niż Śląsk (odpowiednio 46 i 45), to po stronie strat zapisał aż 48 bramek, wobec 41 WKS-u. Jeśli nie strzelają, to tracą i tym sposobem Górnik od czterdziestu sześciu spotkań nie zanotował bezbramkowego remisu…
We Wrocławiu powinniśmy więc zobaczyć bramki, walkę, emocje i … - mamy nadzieję - wygraną gospodarzy. - W kolejnym meczu chcemy wypaść jak najkorzystniej, żeby to otworzyło nam drogę do miejsca, które nas będzie satysfakcjonowało. A to jest miejsce, które będzie gwarantowało grę w europejskich pucharach - mówi Tadeusz Pawłowski, trener WKS-u. Początek spotkania w sobotę o 15:30. Nie szukajcie wymówki - serdecznie zapraszamy na półmetek na Stadionie Wrocław.
Zobacz również
