
W obozie rywala: Raków Częstochowa
2024-05-24 21:44:00
Czas na finałowe rozstrzygnięcia w PKO BP Ekstraklasie 2023/2024. Już w sobotę Śląsk Wrocław zmierzy się na wyjeździe z Rakowem Częstochowa i będzie walczył o trzecie mistrzostwo Polski w historii. Do szczęścia potrzebna jest również strata punktów Jagiellonii Białystok, a zatem czeka nas pełne emocji popołudnie. Przed ostatnim starciem w bieżącej kampanii zaglądamy do obozu rywala. O rozczarowującym sezonie, zmianie na ławce trenerskiej i możliwym przebiegu spotkania rozmawiamy z Michałem Hyrą z częstochowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”.
W zeszłym tygodniu, gdy przygotowywałem materiał o Radomiaku, często padało słowo rozczarowanie. Jak zatem ocenić ten sezon w wykonaniu Rakowa Częstochowa? Zakończenia rozgrywek poza podium chyba nikt się nie spodziewał…
Na pewno nie. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, że będzie trudniej niż rok temu, kiedy Raków zdobywał mistrzostwo Polski. To, że będzie tak ciężko, po wzmocnieniach za dość spore pieniądze, jest dużym zaskoczeniem. Takie wyniki sprawiły, że już kilka meczów przed końcem klub przekazał, że rozstaje się z Dawidem Szwargą jako pierwszym trenerem.
Jaka była przyczyna tego, że Raków tak bardzo męczył się w bieżącej kampanii?
Wydaje mi się, że nie zagrało coś na linii trener-zawodnicy. Pierwsza połowa sezonu była bardzo dobra. Raków był do końca w grze o fazę grupową Ligi Mistrzów. W meczach z Kopenhagą pokazał fajną piłkę i każdy w Częstochowie czuł niedosyt. W Lidze Europy było czwarte miejsce, ale do ostatniej kolejki drużyna była w grze o awans. Sytuacja ligowa też źle nie wyglądała, biorąc pod uwagę grę co trzy dni. To była pierwsza taka przygoda w historii. Częstochowianie do końca rundy jesiennej rozegrali tyle meczów, ile mają zespoły w lidze przez cały sezon. W przerwie wydawało się, że wiosną będzie jeszcze lepiej, ale kończy się rozczarowaniem.
Na pewno przeciwnicy znaleźli sposób na Raków. Okazało się, że jeśli ustawi się nisko obronę, to Raków ma problemy i musi narażać się na kontry. Było widać brak Iviego Lopeza, który przy takiej grze przeciwnika potrafił zrobić różnicę podaniem otwierającym drogę do bramki. Moja prywatna opinia jest taka, że gdy nie szło, to zaczęto szukać winnych w drużynie. Trenerowi trochę szatnia się rozjechała. Widać to po ostatnich meczach, bo zawodnicy wyglądają na naprawdę zrezygnowanych.

Na konferencji przedmeczowej trener Jacek Magiera powiedział, że informacja o powrocie Marka Papszuna sprzed kilku dni to celowe działanie i próba pobudzenia zespołu na ostatni mecz. Zgadza się Pan z tą tezą?
Może nie było to zaplanowane, ale jest to odpowiedź na to, co prezentują zawodnicy na boisku. Zawodnicy wiedzą, że przychodzi Marek Papszun i będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Ten trener słynie z tego, że dla niego nie istnieje coś takiego jak odpuszczenie jakiegokolwiek meczu. Moim zdaniem dla Śląska jest to bardzo zła wiadomość. Uważam, że Raków da sobie 110 procent.
W sobotnie popołudnie spotkają się dwie najlepsze ekipy w defensywie. To znaczy, że możemy zobaczyć niewiele bramek czy mecz trochę wyłamie się nam ze statystyk?
Myślę, że możemy mieć takie wyłamanie. To spotkanie, które Śląsk musi wygrać. Wrocławianie nie mogą sobie pozwolić na czekanie na kontry, bo zwycięstwo to jest warunek podstawowy, aby dać sobie szansę na mistrzostwo. Oczywiście remis w Częstochowie i porażka Jagiellonii też daje tytuł Śląskowi, ale chyba nikt w taki scenariusz nie wierzy. Myślę, że goście będą chcieli strzelić gola i to jak najszybciej. Potem może wkraść się nerwowość i frustracja. Widać to było w wielu tegorocznych meczach Rakowa.
Jaki scenariusz tego spotkania Pan widzi? Pewnie przed sezonem nikt tego nie zakładał, ale może to być mecz, w którym to Śląsk - z racji tego, o co gra - będzie chciał dominować?
Trudno powiedzieć. Raków to też nie jest słaba drużyna. Jeśli mają trochę miejsca, to gra im się zupełnie inaczej niż z zespołami, które się bronią. Lech mocno przejechał się w Częstochowie na takiej otwartej taktyce. Wrocławianie nie mogą jednak czekać i szybko muszą zaatakować, a to nam powinno dać emocje.
Na pewno nie. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, że będzie trudniej niż rok temu, kiedy Raków zdobywał mistrzostwo Polski. To, że będzie tak ciężko, po wzmocnieniach za dość spore pieniądze, jest dużym zaskoczeniem. Takie wyniki sprawiły, że już kilka meczów przed końcem klub przekazał, że rozstaje się z Dawidem Szwargą jako pierwszym trenerem.
Jaka była przyczyna tego, że Raków tak bardzo męczył się w bieżącej kampanii?
Wydaje mi się, że nie zagrało coś na linii trener-zawodnicy. Pierwsza połowa sezonu była bardzo dobra. Raków był do końca w grze o fazę grupową Ligi Mistrzów. W meczach z Kopenhagą pokazał fajną piłkę i każdy w Częstochowie czuł niedosyt. W Lidze Europy było czwarte miejsce, ale do ostatniej kolejki drużyna była w grze o awans. Sytuacja ligowa też źle nie wyglądała, biorąc pod uwagę grę co trzy dni. To była pierwsza taka przygoda w historii. Częstochowianie do końca rundy jesiennej rozegrali tyle meczów, ile mają zespoły w lidze przez cały sezon. W przerwie wydawało się, że wiosną będzie jeszcze lepiej, ale kończy się rozczarowaniem.
Na pewno przeciwnicy znaleźli sposób na Raków. Okazało się, że jeśli ustawi się nisko obronę, to Raków ma problemy i musi narażać się na kontry. Było widać brak Iviego Lopeza, który przy takiej grze przeciwnika potrafił zrobić różnicę podaniem otwierającym drogę do bramki. Moja prywatna opinia jest taka, że gdy nie szło, to zaczęto szukać winnych w drużynie. Trenerowi trochę szatnia się rozjechała. Widać to po ostatnich meczach, bo zawodnicy wyglądają na naprawdę zrezygnowanych.

Na konferencji przedmeczowej trener Jacek Magiera powiedział, że informacja o powrocie Marka Papszuna sprzed kilku dni to celowe działanie i próba pobudzenia zespołu na ostatni mecz. Zgadza się Pan z tą tezą?
Może nie było to zaplanowane, ale jest to odpowiedź na to, co prezentują zawodnicy na boisku. Zawodnicy wiedzą, że przychodzi Marek Papszun i będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Ten trener słynie z tego, że dla niego nie istnieje coś takiego jak odpuszczenie jakiegokolwiek meczu. Moim zdaniem dla Śląska jest to bardzo zła wiadomość. Uważam, że Raków da sobie 110 procent.
W sobotnie popołudnie spotkają się dwie najlepsze ekipy w defensywie. To znaczy, że możemy zobaczyć niewiele bramek czy mecz trochę wyłamie się nam ze statystyk?
Myślę, że możemy mieć takie wyłamanie. To spotkanie, które Śląsk musi wygrać. Wrocławianie nie mogą sobie pozwolić na czekanie na kontry, bo zwycięstwo to jest warunek podstawowy, aby dać sobie szansę na mistrzostwo. Oczywiście remis w Częstochowie i porażka Jagiellonii też daje tytuł Śląskowi, ale chyba nikt w taki scenariusz nie wierzy. Myślę, że goście będą chcieli strzelić gola i to jak najszybciej. Potem może wkraść się nerwowość i frustracja. Widać to było w wielu tegorocznych meczach Rakowa.
Jaki scenariusz tego spotkania Pan widzi? Pewnie przed sezonem nikt tego nie zakładał, ale może to być mecz, w którym to Śląsk - z racji tego, o co gra - będzie chciał dominować?
Trudno powiedzieć. Raków to też nie jest słaba drużyna. Jeśli mają trochę miejsca, to gra im się zupełnie inaczej niż z zespołami, które się bronią. Lech mocno przejechał się w Częstochowie na takiej otwartej taktyce. Wrocławianie nie mogą jednak czekać i szybko muszą zaatakować, a to nam powinno dać emocje.
Autor: Bartosz Rabenda, Fot. Adriana Ficek
Zobacz również

2024-07-29