
Tomasz Hołota: Możemy grać na kilku frontach
Za Wami trzynasty mecz z rzędu bez porażki na własnym stadionie. Jednak o tę „trzynastkę” musieliście wyjątkowo powalczyć.
W końcu nadszedł czas, aby mówić o serii, które to z kolei spotkanie w roli gospodarza wygraliśmy, a nie tylko nie przegraliśmy. Mecz wygrany w ostatniej sekundzie - takie zwycięstwo chyba smakuje najbardziej.
Czym Górnik Was zaskoczył?
W pierwszej połowie trochę za dużo oddaliśmy pola, szczególnie w defensywie. Łęcznianie dobrze wychodzili z kontrami, mądrze rozgrywali piłkę. Nie umieliśmy ich naszymi podaniami „ukłuć”. Natomiast w drugiej połowie wyciągnęliśmy wnioski, poprawiliśmy grę i to my byliśmy stroną przeważającą, mimo że pierwsi straciliśmy bramkę. Na szczęście szybko się otrząsnęliśmy, strzeliliśmy chwilę potem gola na 1:1, a kolejny był tylko kwestią czasu, coś musiało wpaść. I wpadło - w 93. minucie.
Łatka środkowego obrońcy przyległa do Ciebie chyba na dobre?
Na dziś tak to wygląda. Jednak w dłuższej perspektywie i tak czuję się środowym pomocnikiem.
Mimo pozycji defensywnej, kilka razy próbowałeś zagrozić bramce rywali.
Miałem parę strzałów, dokładnie dwa - z nogi w pierwszej połowie, a w drugiej - z głowy. Niestety, nie udało się trafić do siatki, ale cieszę się, że zrobili to za mnie moi koledzy. Trzy punkty zostają we Wrocławiu, to najważniejsze.
Kilka dni wcześniej graliście w Pucharze Polski z Widzewem Łódź. Choć Ty akurat w tym meczu nie zagrałeś, myślisz, że miał on wpływ na przebieg potyczki z Górnikiem?
Na pewno niektórzy czuli w nogach to wtorkowe spotkanie. Może dlatego nie najlepiej weszliśmy w ten mecz ligowy. Trener jednak tak rotował składem, aby jak największa grupa miała odpoczynek. Tym bardziej cieszą wygrane, bo to znaczy, że z powodzeniem możemy grać na kilku frontach.
Zobacz również
